Chyba wycięli za dużo drzew. Efektem końcowym są całkowicie płaskie, nudne trasy, z których zamiata się miękki śnieg, aby ułatwić jazdę snowboardzistom, co czyni je bardzo niebezpiecznymi (bo nie można się zatrzymać!), nudnymi i całkowicie pozbawionymi jakiejkolwiek radości. Bez drzew nie ma cienia słońca, który topi śnieg, sprawiając, że to, co kiedyś było puchem, staje się lodowate już następnego dnia. Bez drzew wiatr zdmuchuje luźny śnieg, pozostawiając całkowicie oblodzoną, twardą i wyboistą powierzchnię, która w żadnym wypadku nie jest przyjemna do jazdy na nartach ani nie zapewnia dzieciom dobrego środowiska do nauki jazdy na nartach i pokochania tego sportu.
Spędziłem całe dnie na poszukiwaniu miękkiego puchu w każdym zakamarku Jackson Hole. Znalazłem go tylko na trasie Pepi's i w Saratoga Bowl. Straciłem mnóstwo czasu na podróżowanie po tych oblodzonych, stromych, „ratrakowanych” niebiesko-czarnych trasach. Nie widzę też wielu osób jeżdżących na tych przygotowanych trasach po obiedzie, więc oczywiście nie jestem jedynym, któremu nie podobają się te jałowe krajobrazy, idealne tylko dla snowboardzistów, którzy zmiatają resztki luźnego puchu.
Pochodzę z Japonii i zacząłem jeździć na nartach około 19 roku życia w miejscach takich jak Shiga-Kogen. Po przeprowadzce do USA w 2006 roku jeździłem na nartach każdej zimy i odwiedzałem ośrodki narciarskie w całej Ameryce Północnej. Nauczyłem moje 3 dzieci jeździć na nartach na poziomie zaawansowanym. Wszystkie wolą trasy z drzewami i puchem niż przygotowane, oblodzone trasy. Mam mnóstwo miłych wspomnień związanych z narciarstwem. Szkoda, że ośrodki narciarskie wycinają tyle drzew!