Narty w Innsbrucku: Axamer Lizum, Patscherkofel i Nordkette – zimowa przygoda w sercu Tyrolu

BY Tomasz Wojciechowski
27. października 2025

Innsbruck to jedno z tych miejsc, gdzie granica między miastem a górami praktycznie się zaciera. Wystarczy pół godziny, by z kawiarni w centrum znaleźć się na szczycie, z nartami na nogach i panoramą Alp przed sobą. W marcu odwiedziłem stolicę Tyrolu, by poznać kolejne ośrodki narciarskie w jej pobliżu: Axamer Lizum, Patscherkofel i Nordkette.

W 1,5 godziny do serca Tyrolu

To nie była moja pierwsza wizyta w Innsbrucku. Ale po raz pierwszy podróż do tego urokliwego miasta była tak krótka. A to za sprawą nowego bezpośredniego połączenia lotniczego z Warszawy. Do tej pory konieczna była przesiadka w Wiedniu lub Frankfurcie. Teraz po około 1,5 godziny lotu wysiadłem w samym sercu doliny Innu.  Lądowanie w scenerii ośnieżonych szczytów robi za każdym razem niesamowite wrażenie.

Po krótkim transferze z postojem w popularnej wypożyczalni sprzętu Die Boerse zameldowałem się w hotelu Grauer Bär, położonym dosłownie kilka minut od Starego Miasta. Innsbruck przywitał mnie piękną wiosenną aurą – słońce przygrzewało, w dolinie powietrze pachniało wiosną, ale szczyty były nadal pięknie zaśnieżone. Przed kolacją miałem jeszcze sporo czasu, by ruszyć na spacer po starówce. O tej porze dnia tętniła życiem. Kawiarnie wypełnione były studentami i turystami. A w powietrzu unosił się zapach świeżego espresso i cynamonu. W górze błyszczał Złoty Dach (Goldenes Dachl) – najczęściej fotografowany symbol miasta – którego miedziane płytki lśniły w popołudniowym słońcu.

Łuk Triumfalny, Wieża Miejsca i Goldenes Dachl to obowiązkowe punkty zwiedzania Innsbrucku | Foto: Tomasz Wojciechowski

Weisses Rössl – smak prawdziwego Tyrolu

Przechadzając się wąskimi uliczkami między kamienicami z czasów Habsburgów, nie sposób zapomnieć, że tuż za rogiem zaczynają się Alpy. Wystarczy spojrzeć w górę – z południa i północy miasto otaczają majestatyczne szczyty. Największe wrażenie robi łańcuch Nordkette, który zdaje się wyrastać wprost z miejskich ulic. To niezwykłe uczucie: być w centrum miasta, a jednocześnie w górskiej scenerii.

Wieczorem, w klimatycznej restauracji Weisses Rössl przy Kiebachgasse 8, zakosztowałem smaku prawdziwego Tyrolu – duszona wołowina w czerwonym winie i delikatny knedel, podany z chrupiącym warzywem. Do tego ciężki kufel pszenicznego piwa prosto z doliny Zillertal.

Wybór lokalu nie był przypadkowy. Weisses Rössl to jeden z najstarszych zajazdów w Innsbrucku, działający nieprzerwanie od ponad 600 lat, dziś prowadzony przez czwarte pokolenie rodziny Plank. Drewniane wnętrze, stara gospoda i gwar rozmów tworzą atmosferę, której nie da się podrobić. Miejsce z duszą, które idealnie oddaje średniowieczny klimat Innsbrucka.

Axamer Lizum – alpejski sen o perfekcyjnym śniegu

Rano szybkie śniadanie, buty narciarskie na nogi, narty w dłoń, kask na głowę – tak wyekwipowany mogłem udać się wreszcie autobusem na narty. Celem był oddalony zaledwie o 19 km od centrum Innsbrucka ośrodek Axamer Lizum. Gdy wjechałem gondolą Hoadlbahn na 2340 metrów, miałem wrażenie, że przeniosłem się do innego świata. Axamer Lizum to ośrodek, w którym zimowa magia naprawdę istnieje. Śnieg w marcu jest tu jak z katalogu – suchy, lekki, skrzypiący pod nartami. To efekt wysokości i specyficznego mikroklimatu doliny Axams, która przez większą część sezonu utrzymuje niską temperaturę i znakomite warunki.

Imponująca grań masywu Kalkkögel w Axamer Lizum | Foto: Tomasz Wojciechowski

Z góry widać całą panoramę Alp Stubajskich i imponującego masywu Kalkkögel, która robi niezapomniane wrażenie. Surowe szczyty przypominające nieco Dolomity otaczają stację niczym naturalny amfiteatr. Bezpośrednio za tą poszarpaną granią znajduje się popularny Schlick 2000 w dolinie Stubai. Były nawet plany połączenia obu stacji w jeden teren narciarski. Zwyciężyła jednak ekologia. I dobrze. Budowa gondoli trwale zniszczyłaby ten niesamowity alpejski krajobraz.

W Axamer Lizum trasy wiją się szeroko i płynnie – jest ich około 40 kilometrów, z czego większość to czerwone i niebieskie odcinki o zróżnicowanym profilu. Dla miłośników mocniejszych wrażeń są też freeride’owe zjazdy w rejonie Birgitzköpfl, gdzie świeży puch potrafi sięgać po kolana.

Śladami olimpijczyków

To właśnie w Axamer Lizum w 1964 i 1976 roku ścigali się olimpijczycy. Dziś atmosfera zawodów ustąpiła miejsca luzowi i radości z jazdy – to idealne miejsce, by połączyć solidne szusowanie z podziwianiem piękna natury. W marcu słońce potrafi świecić tu przez cały dzień, ale dzięki wysokości śnieg pozostaje idealny.

Po kilku godzinach szusowania zatrzymuję się w Hoadl-Haus – przeszklonej restauracji na szczycie. To jeden z najpiękniejszych tarasów w całych Alpach. Zamawiam cappuccino i patrzę, jak słońce odbija się w milionach kryształków śniegu. Obok grupka freeriderów sprawdza lawinowe ABC, ktoś inny testuje nowe narty. Wszyscy uśmiechnięci – bo Axamer Lizum ma w sobie coś, co trudno uchwycić słowami. Nie ma tu zgiełku i pośpiechu, który odczuwa się w wielu narciarskich molochach. Małe jest piękne.

Lokalne specjały w Die Wilderin

Wieczorem kolacja w Die Wilderin – renomowanej, lokalnej restauracji w centrum Innsbrucka. Po dniu na stoku wszystko smakuje bardziej. Ale filet z pstrąga z musem z pietruszki i odrobiną cytrusów to prawdziwe dzieło sztuki. I choć to miejsce bardziej hipsterskie niż góralskie, idealnie wpisuje się w charakter Innsbrucka – nowoczesnego, ale z korzeniami.

Warto  tu zajrzeć, bo lokal opiera się na prostym, ale ambitnym założeniu – wszystko, co trafia na talerz, pochodzi bezpośrednio od lokalnych rolników i myśliwych, oraz producentów z regionu alpejskiego. Kuchnia jest tu autentyczna, sezonowa i zawsze zmienna, bo bazuje się na tym, co właśnie dojrzewa i smakuje najlepiej.

Na talerzach spotykają się klasyki w nowoczesnym wydaniu – tafelspitz z wołowiny, pieczona kaczka czy jogurt z surowego mleka z piernikiem – dania, które łączą tradycję z odrobiną odwagi i kreatywności. Całość dopełnia świetnie dobrana karta win i tradycyjnych tyrolskich sznapsów.

To miejsce z charakterem – surowe drewniane wnętrza, zapach pieczonego mięsa, śmiech gości. Nieprzypadkowo Gault&Millau nagrodził Die Wilderin dwoma czapkami i 13 punktami, doceniając zarówno kunszt kuchni, jak i ciepłą, niepretensjonalną atmosferę.

Patscherkofel – klasyka z olimpijską historią

Następnego dnia kieruję się w stronę Patscherkofel – góry, która stała się symbolem Innsbrucka. Widać ją z każdego miejsca w mieście, a wjazd kolejką z miejscowości Igls trwa zaledwie kilka minut. Gdy gondola wznosi się na 1965 metrów, za plecami zostaje panorama miasta, a przed oczami otwiera się śnieżny raj.

Na trasach narciarskich w Patscherkofel nie ma tłoku | Foto: Tomasz Wojciechowski

Patscherkofel to kameralny ośrodek liczący zaledwie 18 kilometrów tras – głównie szerokie, perfekcyjnie przygotowane czerwone i niebieskie odcinki. To miejsce stworzone do nauki carvingu i długich, płynnych skrętów. Trasy są nasłonecznione, a widok na dolinę Inn jest tak piękny, że momentami trudno się skupić na jeździe.

Najbardziej znany odcinek to zjazd olimpijski, na którym w 1976 roku rywalizowali zawodnicy igrzysk. Choć dziś jest to klasyczna, rekreacyjna trasa, nadal czuć tu sportowego ducha. Górne partie potrafią być strome i szybkie, ale dolne są idealne dla mniej doświadczonych narciarzy.

W połowie dnia przystanek na lunch – aromatyczny kaspressknödel w górskiej chacie i kufel zimnego piwa. Tyrolska klasyka, która smakuje najlepiej po kilku godzinach jazdy.

A wieczorem kolacja w Stiftskeller, w samym sercu Innsbrucka. To miejsce tętni życiem. Wysokie, kamienne sklepienia i długie stoły tworzą atmosferę typowej tyrolskiej gospody – głośnej, serdecznej i trochę chaotycznej, w najlepszym znaczeniu tego słowa. To tutaj widać prawdziwe życie miasta: przy jednym stole siedzi grupa studentów, przy drugim starsze małżeństwo z psim towarzyszem, dalej para turystów, która dopiero co wróciła ze stoku. Wszystkich łączy to samo – radość z prostych rzeczy: dobrego piwa, rozmowy i wspólnego śmiechu.

Nordkette – freestyle na dachu miasta

Ostatni dzień wyjazdu to wisienka na torcie. Nordkette, czyli pasmo górskie wznoszące się tuż nad Innsbruckiem, jest dosłownie częścią miasta. Z centrum na szczyt można dojechać w 20 minut. Najpierw podróżujemy futurystyczną kolejką Hungerburgbahn zaprojektowaną przez Zahę Hadid , a potem gondolą na Seegrube i Hafelekar (2334 m n.p.m.)

W marcu śniegu w górnych partiach Nordkette było jeszcze sporo, a słońce odbijało się od stoku jak w lustrze. To miejsce przyciąga głównie freestylowców. Lokalny snowpark, Nordkette Skyline Park, to mekka dla tych, którzy wolą skoki i boxy od klasycznego carvingu. Młodzi Austriacy i Włosi kręcili tricki na tle panoramy miasta. Z perspektywy leżaka w cudownym wiosennym słońcu obserwowałem ich popisy.

Mała kawiarnia Seegrube kusi świeżo pieczonym apfelstrudlem. Zaprasza, by usiąść przy filiżance kawy i jeszcze raz przed odlotem spojrzeć na pomrukujący w dolinie Innsbruck.

Widok na Innsbruck z Nordkette | Foto: Tomasz Wojciechowski

Ski plus City Pass – jeden karnet, dwanaście ośrodków

Axamer Lizum, Patscherkofel czy Nordkette to tylko wycinek tego, co Innsbruck ma do zaoferowania narciarzom. O przysłowiowy rzut beretem znajduje się choćby śnieżne Kühtai, przepiękny Schlick 2000 czy gwarantujący śnieg od października do maja lodowiec Stubai. Dojazd do nich zajmuje maksimum 40 minut.

Więcej o innych pobliskich ośrodkach dowiecie się z moich poprzednich relacji:

To, co wyróżnia Innsbruck na tle innych alpejskich destynacji, to Ski plus City Pass Stubai Innsbruck. To wyjątkowy skipass, który łączy świat nart i miejskich atrakcji.

Kupując go zyskujesz dostęp do okolicznych 12 ośrodków narciarskich – od Axamer Lizum, przez Patscherkofel, po lodowiec Stubai, klimatyczne Kühtai, Schlick 2000, Obernberg, Rangger Köpfl i wiele innych. W sumie ponad 300 kilometrów tras i 108 kolei linowych na jednym karnecie!

Ale to nie koniec atrakcji. Ski plus City Pass to również:

  • bezpłatny wstęp do 23 atrakcji kulturalnych i rekreacyjnych (m.in. skocznia Bergisel, Swarovski Crystal Worlds, baseny, muzea),
  • darmowe przejazdy skibusami,
  • oraz możliwość łączenia aktywnego dnia na stoku z miejskimi doświadczeniami bez żadnych ograniczeń.

Innsbruck – idealne połączenie dwóch światów

Innsbruck udowadnia, że nie trzeba wybierać między miastem a górami. Można połączyć poranne szusowanie w jednym z 12 ośrodków narciarskich położonych w pobliżu miasta z popołudniowym spacerem po starówce, a wieczorem zjeść kolację w restauracji, gdzie kuchnia to sztuka, a nie obowiązek.

A gdy po całym dniu buty narciarskie zamienisz na sneakersy, Innsbruck pokaże swoje drugie oblicze – kawiarnie w starych kamienicach i muzykę płynącą z ulicznych scen. Zdecydowanie polecam zarówno na krótki narciarski city break, jak i tygodniowy urlop. Założę się o duże piwo, że nie będziecie się nudzić.

Informacje praktyczne i polecajki

  • Dojazd: z Warszawy do Innsbrucka można dolecieć co sobotę samolotem Austrian Airlines, wznowienie połączenia od 6 grudnia 2025, lot trwa około 1,5 godziny. 
  • Zakwaterowanie: Hotel Grauer Bär – centrum miasta, sauna z widokiem na Nordkette, świetne śniadania.
  • Skipassy: system Ski Plus City Pass łączy 12 ośrodków narciarskich z atrakcjami miejskimi (muzea, baseny).
  • Transport: darmowe skibusy kursują między hotelem a stacjami kolejki.
  • Kuchnia: polecam Weisses Rössl (klasyczna tyrolska kuchnia), Stiftskeller (piwna atmosfera i lokalne specjały) oraz Die Wilderin (nowoczesne interpretacje alpejskich smaków).